Szczury przejęły jej mieszkanie. Spółdzielnia komentuje: "są z nami od zarania dziejów"
Problem szczurów hasających radośnie po mieszkaniach czy domach może zdarzyć się każdemu. Co więcej, ich obecność wcale nie oznacza braku porządku w domostwie - często nie mamy na to żadnego wpływu. Pewna mieszkanka Łęcznej opisała swoją historię redakcji portalu wydarzenia.interia.pl. W ciągu kilku dni zdołała złapać aż 9 gryzoni.
„Mamo, coś się tłucze pod zlewem”
Takimi słowami została przywitana w czwartek z rana lokatorka bloku na ulicy Górniczej w Łęcznej. Szybko zareagowała na słowa syna i zajrzała do szafki, jednak nic w niej nie znalazła.
Później zaczęło coś szeleścić w tym samym miejscu. Zadzwoniłam po tatę, przyszedł, założył metalową łapkę i po trzech godzinach "złapał się" pierwszy szczur. Po dwóch godzinach znalazłam na nich dwa następne szczury. Były małe, wielkości damskiej dłoni
Sanepid pilnie ostrzega, nie kupuj ich w Pepco, Ikei i Castoramie. Nikt nie powinien mieć ich w domu
Rozmowa ze spółdzielnią
Jeszcze tego samego dnia pani Paulina zadzwoniła do spółdzielni i poprosiła o interwencję. W piątek do jej bloku przyszli pracownicy spółdzielni i załatali dziury w piwnicy, przez które mogły przedostawać się gryzonie. Nie zdołali jednak zatkać ich wszystkich.
W międzyczasie ja cały czas łapałam te szczury. I już znacznie większe niż na początku. Na jednym lepie po kilka, nawet po cztery. Łącznie złapaliśmy ich około dziewięciu - wyjawia dla wydarzenia.interia pani Paulina.
Chociaż obecnie pani Paulina przyznaje, że szczurów już w jej mieszkaniu nie ma, jej rodzina bardzo przeżyła całą sytuację.
Dzieci boją się i nie chcą mieszkać w domu. Jest płacz, krzyk. Ciągle zamykają się w pokojach. Młodszy syn przychodził do nas do łóżka, bo bał się spać. Ja sama też się bałam. Szafki w kuchni miałam pozastawiane krzesłami, zgrzewkami wody. Czułam się bezsilna - zdradza Interii.
Co mówi spółdzielnia?
Marcin Gałązka, zastępca prezesa zarządu Spółdzielni Mieszkaniowej Skarbek zapytany o sytuację komentuje, że to są rzeczy, które niestety się zdradzają. Dodał, że szczury żyją z nami od zarania dziejów.
Wchodziły do lokalu mieszkanki przez to, że w kuchni jest otwór - wodomierze są na wierzchu, nie ma żadnych drzwiczek rewizyjnych. Pod tym mieszkaniem znajduje się komórka lokatorska innego mieszkańca. Według naszych ustaleń szczury wchodziły do tej komórki otworami w posadzce, a że szacht instalacyjny był tam nieszczelny, to wspinały się nim do góry i lądowały w kuchni w mieszkaniu lokatorki - tłumaczy Marcin Gałązka.
Mieszkanka zgłosiła sprawę w czwartek 23 marca około południa, a już 24 marca zostały rozłożone trutki w piwnicy oraz rozpoczęte zostały prace związane z uszczelnieniem szachtu instalacyjnego i posadzki. Trutki umieściliśmy również w studzienkach kanalizacyjnych przy budynku - dodaje zastępca prezesa.
Szczury były już wcześniej
Jak podaje Interia, Gałązka zaznacza, że nie słyszał, aby taka sytuacja była wcześniej. Innego zdania jest jednak pani Paulina, która zapewnia, że była w jego biurze rok temu z powodu inwazji szczurów.
Zgłaszałam ten problem rok temu i dwa lata temu również. W ubiegłym roku mąż rozwalił ścianę w naszej kuchni i połatał wszystkie dziury, przez które gryzonie dostawały się do mieszkania. Ale, jak widać, to nic nie dało, bo wtedy w piwnicy nic nie było naprawiane - mówi pani Paulina