Walka na buraki kiszone w Warszawie. Sąsiad nie wytrzymał
Z niektórymi sąsiadami nie żyje się łatwo. Przekonał się o tym mieszkaniec warszawskiego Ursynowa. Mężczyzna stał się ofiarą nękania. W ruch poszły nawet buraki kiszone, a wszystko przez spór o parkowanie. Sprawą zajęły się odpowiednie służby.
Sąsiedzka wojna w Warszawie. Powodem sporu jest samochód
Pan Tomasz od jakiegoś czasu nie może dogadać się z sąsiadem w kwestii parkowania samochodu. Jakiś czas temu do jego auta silikonem została przyklejona kartka z napisem „to nie jest parking!". Silikon na samochodzie został do dzisiaj, a to właśnie był początek sąsiedzkiej awantury.
Pan Tomasz parkuje swój samochód na chodniku, jednak robi to zgodnie z przepisami. W miejscu, w którym parkuje, nie ma zakazu. Pan Tomasz dba o to, żeby zostawić 1,5 m szerokości przestrzeni, tak aby piesi mogli przejść. Jednak dla jednego z sąsiadów samochód Pana Tomasza stał się powodem do sąsiedzkiej awantury.
Samochód Pana Tomasza został ostatnio obrzucony burakami i tutaj skończyła się cierpliwość mężczyzny, który zaapelował do mieszkańców Ursynowa. Pan Tomasz chce ustalić, kto jest sprawcą nękania.
Trwają poszukiwania sprawcy
W kwestii samochodu Pana Tomasza interweniowała nawet straż miejska. Jednak funkcjonariusze potwierdzili, że mężczyzna parkuje zgodnie z przepisami. Sfrustrowany, anonimowy sąsiad nie wytrzymał i obrzucił samochód kiszonymi burakami. Pan Tomasz szkody oszacował na 800 zł.
Po obrzuceniu samochodu burakami poszkodowany zaapelował do mieszkańców dzielnicy, ponieważ chce ustalić, który z sąsiadów jest sprawcą całego zajścia. Zdanie internautów w tej kwestii jest podzielone. Jedni nazywają nękającego sąsiada „strażnikiem teksasu”, kiedy inni się z nim zgadzają.
Sąsiedzka awantura podzieliła mieszkańców Ursynowa
Pan Tomasz opisał całą sytuację na grupie na Facebooku, Mieszkańcy Ursynowa. Część sąsiadów zgadza się, że Pan Tomasz parkuje zgodnie z przepisami, kiedy inni uważają, że spokojnie mógłby znaleźć inne miejsce, a nękający sąsiad zwyczajnie by odpuścił.
Poszkodowany mężczyzna postanowił zgłosić całą sprawę na policję z uwagi na koszty, jakie musiał ponieść. Na ten moment nie wiemy, który z sąsiadów jest sprawcą, a sąsiedzka wojna trwa w najlepsze.